W okolicach świat Wielkiej Nocy pojawiły się artykuły oraz programy związane z odkryciem egzemplarza Ewangelii Judasza. Wiadomości brzmiały sensacyjnie: „przetłumaczony apokryf ujawnia, że Judasz nie był zdrajcą, tylko bohaterem; został wybrany przez Chrystusa, aby mogło dokonać się zbawienie” (National Geographic). Jeszcze nie przebrzmiały echa zamieszania, wywołanego ewangeliami Marii [Magdaleny], Filipa i Tomasza (Kod Leonarda da Vinci), a tu kolejna tajemnicza ewangelia, którą Kościół odrzucił. Czy apokryficzna Ewangelia Judasza jest dowodem w sprawie zafałszowania przez Kościół swoich początków? Czy Judasz mógł być rzeczywiście jedynym apostołem, który zrozumiał sens misji Jezusa z Nazaretu? Aby odpowiedzieć na te pytania przyjrzyjmy się źródłom.
Źródła: kanon, apokryfy i kod Leonarda
Nasze spotkania z historią Kościoła rozpoczęliśmy od artykułów o Dwunastu. Porządny historyk zaczyna jednak zawsze od źródeł. Dlatego wróćmy do początku i przyjrzyjmy się źródłom do dziejów wczesnego chrześcijaństwa (do IV wieku). Temat nie tylko bardzo interesujący, ale ostatnio wręcz gorący. Media elektryzują nas informacjami o znaleziskach, które podobno mogą zrewolucjonizować nasze podejście do dziejów Kościoła, a może nawet zasadniczo zmienią wyobrażenie o istocie misji Jezusa Chrystusa.
Przy omawianiu źródeł do dziejów chrześcijaństwa dzieli się je zwyczajowo na chrześcijańskie i pozachrześcijańskie. Każda z tych grup na swoje podgrupy, a te z kolei następne (por. schemat). Nawet pobieżne omówienie wymagałoby kilku oddzielnych artykułów. Przyjrzyjmy się więc jedynie dwóm wątkom, należącym do tematu: kanonowi i apokryfom gnostyckim, zaczynając od ogólnego wprowadzenia w źródła.
Źródłami nazywamy wszelkie pozostałości po celowym działaniu człowieka, dzięki któremu możemy dokonać rekonstrukcji faktu. W tej bardzo ogólnej definicji mieszczą się zarówno zmiany poczynione w środowisko naturalnym, jak i najróżniejsze zabytki, np. narzędzia pracy (źródła archeologiczne), malowidła (ikonografia), przekazy i legendy (źródła ustne) czy wreszcie dokumenty (źródła pisane). Należy pamiętać, że z metodologicznego punktu widzenia istotny jest podział na źródła pośrednie i bezpośrednie. Wiedzą źródłową są więc informację o faktach historycznych, które umożliwiają historykowi odtwarzania dziejów. W naszych rozważaniach będziemy analizować wyłącznie źródła pisane.
Początki badań dziejów Kościoła tkwią w starożytności. Już pierwsze pokolenie chrześcijan zaczęło gromadzić zeznania świadków, spisywać je i przekazywać dalej, czego dowodem są same ewangelie. Wielu Ojców Kościoła spisywało i analizowało źródła. Największe zasługi w tym dziele położył Euzebiusz z Cezarei. Badania nad wczesnym chrześcijaństwem prowadzono także w średniowieczu i renesansie, ale prawdziwy przełom przyniósł wiek oświecenia. Rozpoczęto wówczas totalną krytykę źródeł, nie tylko zresztą chrześcijańskich. Rozpoczęła się wówczas debata nad „kwestią homerycką”, czyli m.in. nad autorstwem Iliady i Odysei, do dziś definitywnie nie rozstrzygnięta. Krytyka liberalna doprowadziła do odrzucenia większości ustaleń świata starożytnego i średniowiecza. Jednak po dwustu latach badań, niekończących się analiz i pozornie druzgocących hipotez przywrócono wiarygodność większości wczesnochrześcijańskim źródłom, szczególnie Nowemu Testamentowi. W konsekwencji tej krytyki mamy dziś doskonale rozwinięte badania, zarówno nad NT, jak i nad dziejami wczesnego Kościoła.
Wiek XX stał się widownią wyjątkowo istotnych odkryć w tej dziedzinie. Prawdziwą eksplozję zainteresowania źródłami przeżyliśmy na skutek odkryć dokonanych w latach czterdziestych. Dokonano wówczas dwóch przypadkowych odkryć: w Nag Hammadi oraz w Qumran (a przy okazji w Wadi Murabba’at i Masadzie). W niewielkiej egipskiej wiosce odkryto papirusy, których pochodzenie datowane zostało na wiek IV. Była to praktycznie cała biblioteka (choć w strzępach) należąca do wspólnoty chrześcijańskiej, niestety o niezbyt jasnej proweniencji (przeważa sąd, że gnostyckiej). Obok tekstów kanonicznych i komentarzy biblijnych, znajdują się teksty apokryficzne i dzieła klasycznych pisarzy greckich (m.in. Platona). W drugim przypadku mamy do czynienia z biblioteką wspólnoty żydowskiej, zwanej esseńską. Zwoje znad Morza Martwego, jak się je nieraz nazywa, nie odnoszą się wprost do chrześcijaństwa. Co prawda, co pewien czas pojawiają się informacje o znalezieniu w Qumran fragmentów ewangelii, ale równie szybko, jak się pojawiają, są dementowane. Mimo to odkrycia w Qumran mają wyjątkowe znaczenie dla Kościoła, ponieważ przedstawiają świat judaizmu u progu chrześcijaństwa (na przełomie er.). Odnaleziony tam najstarszy zbiór tekstów kanonicznych ST (poza księgą Estery), odgrywa istotną rolę w badaniach nad wczesnym Kościołem. Możemy zauważyć wiele istotnych analogii, zachodzących pomiędzy chrześcijaństwem, a różnymi formacjami teologicznymi późnego judaizmu (faryzeuszami, zelotami i esseńczykami). Już dawno jednak przebrzmiały echa sensacji, w myśl której odkrycia w Qumran czy Nag Hammadi zmienią zdecydowania nasze wyobrażenia o wczesnym Kościele. Oczywiście, wniosły one wiele cennych, nie raz całkiem nowych wątków i materiałów, ale nie zmieniły radykalnie obrazu chrześcijaństwa. Wręcz przeciwnie. W wyniku prowadzonych badań nabieramy jeszcze większego szacunku do tekstów kanonicznych i tradycji Ojców.
W sposób naturalny Kościół przejął kanon pism hebrajskich (ST). Poza dyskusją pozostawiamy kwestię zakresu adaptacji przez Kościół Septuaginty. Możemy być pewni, że obok autorytetu Tory, Proroków i Pism, dość szybko duże znaczenie uzyskały listy, napisane przez apostołów, do zakładanych przez siebie zborów. Paweł poleca, aby przeczytany przez Kolosan list jego autorstwa posłać do Laodycei, a Kolosanie mają przeczytać list napisany do zboru w Laodycei (Kol 4:16). Zwróćmy uwagę przy okazji, że zalecenie wskazuje na wspólnotowe czyli liturgiczne odczytanie tych listów.
Z dużym szacunkiem odnosi się do listów pawłowych autor Drugiego Listu Piotra. Zaleca czytanie listów Pawła razem z „Pismami”, czyli Biblią hebrajską (2P 3:15.16). Zdanie: cierpliwość Pana naszego uważajcie za zbawienną, jak to brat Paweł, według danej mu mądrości, napisał do was we wszystkich listach, w których o tym mówi świadczy o istnieniu w tym czasie bliżej nieokreślonego zbioru listów Pawła. Docieramy tu do kilku istotnych informacji: autor odwołuje się do powszechnej znajomości pism pawłowych, które były cenione, zbierane i przechowywane przez różne chrześcijańskie wspólnot. Gminy musiały przechowywać, ale także przesyłać sobie te teksty, skoro w krótkim czasie stały się „dobrem wspólnym” rozproszonych po całym Imperium zborów i przetrwały do naszych czasów. W tym tekście odnajdujemy prapoczątki corpus Paulinum. Zastanówmy się jeszcze nad pytaniem o przyczyny, dla których apostołowie pisali swoje listy. Są one bez wątpienia bardzo różne: od pouczeń, poprzez zwyczajną zachęty do wytrwania w wierze, aż po wprowadzenie w głębsze tajemnice Bożej woli i ostrzeżenie przed przyjmowaniem obcych doktryn, niezgodnych z nauką Chrystusa i apostołów. Już w czasach apostolskich dochodzą bowiem do głosu pierwsze herezje. Autorzy NT ostrzegają często przed inną ewangelią, fałszywymi apostołami, braćmi, prorokami, nauczycielami i różnymi rozbitkami w wierze (2 Kor 11:13; Gal 1: 6; 2:42; 2 Tym 1:19; P 2:1). Herezją, która dotknęła Kościół pod koniec I wieku i nękała go przez następne dwa-trzy wieki, była gnoza. Do tego wątku wrócimy w dalszej części tego artykułu. Podobne przyczyny stały bez wątpienia u podstaw spisania ewangelii. Były one oparte na bezpośrednich świadkach życia i nauczania oraz śmierci i zmartwychwstania Jezusa z Nazaretu. Jest to bardzo istotne i znamienne, że najstarsze ewangelie stanowią relację nie tylko z nauczania, ale również z życia, śmierci i zmartwychwstania. Z tej tradycji rodzi się nauka apostolska, podkreślająca m.in. fizyczność i materialność Jezusa (Łk 24:41-43; J 20:27; 1 J1:1-3; 4:2-3). Jest to nauka o faktach, a nie tylko o przekonaniach. Fakty zaś możemy badać i poddawać analizie. Dzięki temu nie tylko przesałanie ewangelii, ale sam jej Autor może być historycznie weryfikowalny.
Początki tworzenia się kanonu1 sięgają przełomu I/II w., choć same ewangelie powstały w I w., może nawet przed rokiem 802. Zasadniczy zarys NT (cztery Ewangelie i Corpus Paulinum) istniał już jako powszechnie przyjęty zbiór ok. 125 roku3, a odkrycie tzw. „kanonu Muratoriego” z ok. 170 roku potwierdza jedynie możliwość istnienia tego typu zbiorów jeszcze przed połową II wieku4. Sprawdzianem kanoniczności badanych pism było ich pochodzenie od apostołów lub uczniów apostolskich oraz powszechność występowania. Wiemy na pewno, że ok. roku 150 rozporządzano w Rzymie i Azji Mniejszej zbiorem zawierającym cztery ewangelie i listy apostolskie, którymi posługiwano się jako uzupełnieniem Starego Testamentu. Świadczy o tym m.in. Ireneusz z Lyonu, do czego jeszcze wrócimy. Nie raz uważa się, że pierwszy kanon, składający się jedynie z Ewangelii Łukasza i 11 Listów Pawła stworzył gnostyk Marcjon. Należy przyjąć rozumowanie raczej odwrotne: skoro Marcjon odrzucił inne ewangelie oraz wybrał z pism apostolskich NT tylko część Listów, to znaczy wyraźnie, że musiał istnieć już wcześniej jakiś zbiór tekstów NT (tzn. jakaś nieznana nam bliżej wersja kanonu)5. Istnieją wskazówki w pismach Ojców Apostolskich i dziełach apologetów, potwierdzające istnienie zbioru pism apostolskich, którymi posługiwały się wspólnoty na swoich zebraniach liturgicznych i nie były to zbiory zróżnicowane, skoro co do zdecydowanej większości tekstów nie istniały nigdy poważniejsze problemy z ich uznawaniem przez wszystkie środowiska chrześcijańskie na Wschodzie i Zachodzie (por. Apologia I, 63-65, Justyna z poł. II w.). Świadczy to o istnieniu kanonu znacznie przed rokiem 144, czyli zanim Marcjon sformułował swój katalog pism. Około 170 roku znajdujemy już wyraźny dowód istnienia kanonu NT. Nie ma żadnych wątpliwości, że jego podstawą były cztery ewangelie. Dla pisarzy tego okresu jest to prawda oczywista. Jej wyrazicielem jest właśnie Ireneusz z Lyonu, który w dziele Przeciwko herezji wyszczególnia i opisuje cztery ewangelie (3,1,1). W pewnym miejscu dodaje: Niemożliwie jest, aby było więcej albo mniej Ewangelii, niż jest (3,11,8). Dla Kościoła czasów Ireneusza cztery ewangelie to nie przypadek, ale coś naturalnego: jak są cztery filary świata, cztery wiatry, cztery strony świata, tak są cztery ewangelie. Tej prawdy Kościołowi nikt nie narzucił, była to jego oryginalna koncepcja. W poszczególnych prowincjach gminy używały różnych zbiorów pism nowotestamentowych, niewiele jednak różniących się między sobą. Tylko kilka zaledwie tekstów, wchodzących w skład drugiej części kanonu, było kwestionowanych. Szczególnie zaś listy: Jakuba, Drugi Piotra, Drugi i Trzeci Jana, Do Hebrajczyków oraz Apokalipsa. Nie posiadały one statusu powszechnie uznawanych w kanonie NT6.
Czytając książkę Święty Graal, Święta krew (M. Baigenta, R. Leigh’a i H.Lincolna), oraz powstały na jej podstawie thriller religijny, pt. Kod Leonarda da Vinci, Dana Browna, możemy zwrócić uwagę na szereg niedorzeczności, związanych z jednej strony z brakiem elementarnej znajomości wiedzy na temat źródeł, a z drugiej z błędnymi założeniami dotyczący kształtowania się kanonu NT. Według tych autorów wyłonienie się kanonu to nie proces, ale odgórna decyzja Konstantyna Wielkiego, który dysponował całym szeregiem ewangelii (pada zawrotna liczna osiemdziesięciu, a nawet stwierdzenie, że powstały ich tysiące!). Cesarz wybrał znane nam cztery, bo deprecjonowały one u Jezusa czynnik ludzki kosztem boskiego (?!). Autorzy udowadniają w ten sposób jedynie to, że nigdy nie mieli w ręku żadnej ewangelii gnostyckiej. Gdyby którąkolwiek przeczytali, wiedzieliby, że różnica polega właśnie na tym, że to ewangelie kanoniczne przedstawiają Jezusa z jego cechami ludzkimi (jest głodny, smutny, zmęczony, płacze), gdy tymczasem gnostyckie odwrotnie. Często wręcz podkreślają doktrynę o pozorności lub ezoteryczności ciała, jakie Chrystus miał nosić. D. Brown twierdzi, że Konstantyn wydał apokryfom wojnę, niszcząc wszystko, co mogłoby przypominać prawdziwy obraz Jezusa-człowieka. Działania cesarza są inspirowane przez żądnych władzy biskupów. To oni dokonali fałszerstw, wmawiając ludziom, że Chrystus to Syn Boży. Jego boskość wymyślili również hierarchowie kościelni w IV wieku (tu poglądy Dana Browna przypominają poglądy Świadków Jehowy). Cesarz Konstantyn, narzucił doktrynę o boskości Chrystusa i ustalił kanon ksiąg Nowego Testamentu. Taki pogląd, w świetle dwustu lat intensywnych badań nad kanonem, jest dowodem kompletnej ignorancji naukowej. Innym przekonaniem, nie mniej zaskakujące z punktu widzenia analizy źródeł, jest kwestia małżeństwa i rodzicielstwa Jezusa. Według tych autorów, Chrystus był mężem Marii Magdaleny i ojcem Sary. Nie wykraczamy jednak w tym wypadku poza wymysły i domniemania, którym brak jakichkolwiek podstaw w źródłach. Oparcie się na założeniu, że w czasach Jezusa każdy Żyd musiał mieć żonę, jest oczywiście mylne, choćby dlatego, że w każdej społeczności ludzkiej istniały i istnieją osoby żyjące z różnych przyczyn w samotności. W czasach Jezusa wiemy np. o esseńczykach, że się nie żenili. Nieżonaty, wydaje się był również Jan Chrzciciel, a także apostoł Paweł. Kolejne tezy są równie absurdalne. Apostołowie nienawidzili Marię Magdalenę, za jej zbyt zażyłe związki z mistrzem. Skądinąd autorzy tych twierdzeń wyraźnie zaplątali się we własnych poglądach. Jeśli Maria była żoną Jezusa, to dlaczego apostołowie mieliby być o nią zazdrośni? Podobno w kanonicznych tekstach została odmalowana w jak najczarniejszych barwach. Każdy kto czyta cztery ewangelie wie dobrze, że Maria Magdalena jest w nich przedstawiona bardzo pozytywnie, wręcz jako „apostołka” apostołów. Chciało by się rzec: nieznajomość źródeł szkodzi…
Dan Brown co i rusz zaskakuje czytelnika nowym nonsensem. Przykładem jest twierdzenie, że uczniowie (z Piotrem na czele) nie zrozumieli nauczania swojego mistrza, prześladując wszelkie przejawy kultu kobiecości (Wielkiej Bogini). W tej kwestii pierwsi chrześcijanie dopuścili się wręcz zafałszowania samej istoty nauczania mistrza, rezygnując z najważniejszej nauki, mianowicie doktryny o boskości Marii Magdaleny. To ona nosiła w swoim łonie świętą krew Jezusa, stając się świętym Graalem. Biskupi usunęli jednak wszystkie źródła potwierdzające tę historię. Mimo to, dzięki średniowiecznym odkryciom w Świątyni Salomona (?!), oraz współczesnym w Qumran, Nag Hammadi, a także dzięki dokumentowi Q, Ewangelii Judasza i wielu innym, udało się odtworzyć oryginalną treść przesłania Jezusa. Według historii alternatywnej, Jezus był zwolennikiem połączenia boskości męskiej z żeńską, cokolwiek to znaczy. Jego boski związek z Marią Magdaleną dał początek dynastii francuskich merowingów. Tajemnicę jej macierzyństwa przekazywano przez wieki w dokumentach, strzeżonych przez bractwa, zakony i stowarzyszenia, do których należał Zakon Syjonu, ale także masoni, różokrzyżowcy, templariusze i cała masa innych towarzystw gnostyckich. Wielcy mistrzowie tych tajnych związków to oczywiście postacie ogólnie znane, m.in. Leonardo da Vinci, Isaac Newton i Victor Hugo. Byli oni strażnikami tajnych dokumentów (Dossiers Secretes), których ujawnienie skompromitowałoby Kościół i zniszczyło chrześcijaństwo.
Choć przedstawione teorie to ewidentny stek bzdur, bredni i absurdów, to jednak poczytność tego typu literatury wzrasta, książki stają się bestsellerami, a filmy mają zapewniony kasowy sukces. Tymczasem zaskakujące jest podejście autorów tych koncepcji do źródeł. Żadne twierdzenie, stanowiące istotę tych poglądów, nie znajduje poparcia w starożytnych dokumentach. Wydaje się, że postulowana „alternatywna historia chrześcijaństwa” to nic innego, jak uprawianie gdybologii. Trudno kogoś o takich poglądach nazwać badaczem. Oczywiście każdy człowiek ma prawo do posiadania własnych poglądów na dowolny temat, ale nie każdy pogląd ma status naukowego. W historii zdobywa go tylko taki, który opiera się na sprawdzonych tezach, popartych wiarygodnymi źródłami. Z pewnością dla historyka ważne jest niemal wszystko, każdy tekst ma swój kontekst, swoje korzenie i ostatecznie swoją wartość, często unikatową. Ale nie każdy tekst ma jednakową wartość. Jeśli jakaś wspólnota ludzi wierzyła np. w niewinność Judasza, albo w jego szczególne miejsce w gronie Dwunastu, to dla historyka jest to ważna informacja, mówiąca o religijnych koncepcjach tej społeczności. Należy oczywiście zadać pytanie o źródło tych poglądów: czy tkwi ono w faktach, czy może wyłącznie w jakimś nadnaturalnym objawieniu członka wspólnoty. Chrześcijaństwo od początku cechuje głębokie przywiązanie do faktów. W najstarszych symbolach wiary, powtarzanych przy chrzcie, podkreślano fakty, m.in. to, że Jezus został ukrzyżowany „pod Ponckim Piłatem”, a warto to podkreślić: był to fakt wyjątkowo gorszący. Nie dość, że mesjasz poniósł śmierć, to jeszcze była to śmierć krzyżowa, czyli został potraktowany jako ciężki zbrodniarz. Wszystko to działo się w świetle rzymskiego prawa, pod auspicjami rzymskiego namiestnika. Jak z taką nowiną iść do Rzymu, i ogłosić, że ten wyjęty z pod prawa Żyd jest mesjaszem zbawiającym swoją śmiercią człowieka? Tym jednak właśnie chrześcijaństwo różni się od mitu, że odnosi się do faktów. Mity zaś nie potrzebują historii, dlatego brak w nich korelacji między historią (faktem) a wiarą.
Na podstawie tego, co do tej pory stwierdziliśmy widać wyraźnie, że istnieje konieczność dokonywanie selekcji wśród źródeł. Nie można zrównać wszystkich ewangelii, tak jak nie można jednakowo traktować wszystkich książek w bibliotece. Są wśród nich takie, na których podstawie możemy zbudować wykład, ale są również takie, których publiczne cytowanie wzbudza wyłącznie zażenowanie. Nie oznacza to oczywiście, że takie źródła nie mają żadnej wartości. Możemy jednak narazić się śmieszność, gdy bezkrytycznie powtarzamy pewne sądy, jak to ma miejsce w przypadku autorów światowych bestsellerów. Apokryfy są takimi właśnie książkami, które pozwalają nam poznać klimat i wierzenia pewnych wspólnot w łonie chrześcijaństwa lub poza nim, ale nie pozwalają nam dotrzeć do faktów.
Przyjrzyjmy się bliżej tej literaturze. Termin „apokryf” (apokryphos) pochodzi od greckiego czasownika apokrypto – ukrywać i ma kilka znaczeń. Pierwotnie oznaczał pisma zawierające ezoteryczną wiedzę, niedostępną dla niewtajemniczonych (profanów), przeznaczone wyłącznie dla wtajemniczonych (mystów). W późniejszym czasie terminem tym zaczęto określać pisma sfałszowane, podszywające się pod teksty kanoniczne i pochodzące z niepewnych źródeł. Naturalnym środowiskiem apokryfów były religie misteryjne, bardzo rozpowszechnione w późnej starożytności. Z apokryfami spotykamy się również w literaturze starotestamentalnej. W tym wypadku mamy jednak do czynienia z pismami opracowanymi w konwencji świętych ksiąg Izraela. Środowiskiem ich powstania był judaistyczny i samarytański dualizm o zabarwieniu apokaliptycznym (po grecku apokalypsis oznacza objawienie, odkrycie). Dualizm dzielił świat na królestwo światłości i królestwo ciemności. Do pierwszego należały siły dobra, do drugiego oczywiście siły zła. Czystym dobrem jest Bóg, stojący na czele swoich aniołów, bytów duchowych pełniących jego wolę. Zło reprezentuje szatan i jego demony. W dualizmie grzech rozumiany był często nie tyle jako poszczególny występek człowieka, lecz jako przeciwna Bogu kosmiczna siła, która chce podporządkować sobie cały świat i przeciwstawić się Bożemu panowaniu. W pismach apokaliptycznych wyraźnie możemy zauważyć skłonność do polaryzacji światów. Wszystko co istnieje, stoi po stronie Boga lub szatana. Ważną ideą tego nurtu jest sposób, w który Bóg zamierza rozprawić się ze złem, czyli idea ratunku zgubionego świata. Zbawienie przyjdzie za sprawą posłańca-mesjasza (lub mesjaszy), który wyzwoli Izraela i zaprowadzi porządek mesjański, czasy wiecznej szczęśliwości dla zbawionych (synów światłości) i karę dla bezbożnych (synów ciemności). Oczywiście różne systemy dualistyczne (poszczególne szkoły apokaliptyczne) proponują odmienne, często bardzo różne wersje wydarzeń, czekające cała ludzkość w przyszłości. W takim duchu powstało wiele dzieł apokryficznych Starego Testamentu, a pod ich wpływem rozwijały się różne stronnictwa religijne, w tym esseńczycy, znani dzięki wspomnianym odkryciom zwojów znad Morza Martwego. Literatura tego typu w okresie międzytestamentalnym (między końcem redakcji ST a pismami NT) była bardzo bogata. Niedawno ukazało się w języku polskim doskonałe opracowanie tych pism pod redakcją ks. Ryszarda Rubinkiewicza SDB (Apokryfy Starego Testamentu, Warszawa 1999).
Tendencje apokaliptyczne, oparte o dualistyczną wizję świata, znalazły się również w łonie wczesnego Kościoła. Oprócz różnego typu apokalips dysponujemy znacznie obszerniejszym materiałem z kategorii apokryficznych ewangelii, dziejów i listów. W języku polskim ukazał się trzytomowy podręcznik pod znamiennym tytułem Apokryfy Nowego Testamentu (pod red. Ks. Marka Starowieyskiego). Pierwszy tom (ponad siedemset stron!) zawiera teksty ewangelii apokryficznych. Literatura bardzo interesująca, szczególnie dla badaczy starożytności chrześcijańskich. Poznajemy dzięki niej olbrzymią mozaikę religijnych zróżnicowań, zachodzących w łonie chrześcijaństwa antycznego. Zdecydowana większość tych dzieł stanowią apokryficzne ewangelie gnostyckie.
Wspomniany dualizm nie powinien być identyfikowany z gnozą. Dopiero poglądy skrajnego dualizmu, identyfikujące świat materialny (fizyczny) z ciemnością i złem, a świat duchowy ze światłością i dobrem, staną się zasadniczą tezą gnostycyzmu. Gnostycyzm (od greckiego gnosis – wiedza, poznanie, objawienie) to ruch religijny, którego cechuje wysoki stopień synkretyzmu. Możemy dostrzec jego istnienie w różnych religiach orientalnych: od hellenistycznych kultów Izydy i Mitry, a szczególnie popularnego w antyku kultu Hermesa Trismegistosa (utożsamianego z egipskim Totem), poprzez judaizm i religie samarytańską, aż po chrześcijaństwo. Badacze zjawiska gnozy i gnostycyzmu nie są zgodni co do źródeł ruchu. Generalnie uważa się, że jego początki sięgają przełomu er, a środowiskiem naturalnym są wschodnie tereny imperium rzymskiego. Wyraźne zauważalne są wpływy religii perskiej. Wyjątkową aktywność wykaże gnostycyzm jednak dopiero na glebie chrześcijaństwa. Nie musi to dziwić, szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że nawet w pismach kanonicznych chrześcijanin był rozumiany jako nosiciel prawdziwego poznania (czyli gnozy), jak to napisał ap. Paweł: W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie (dosłownie: wszelką gnozę – 1Kor 1:5). Dlatego Klemens Aleksandryjski (II w.) mógł nazywać każdego chrześcijanina gnostykiem. Apostoł ostrzega jednak również przed fałszywą gnozą, pisząc: Tymoteuszu, strzeż depozytu wiary unikając (…) przeciwstawnych twierdzeń rzekomej wiedzy (dosłownie: pseudognozy – 1Tym 6:20).
W klasycznym tego słowa znaczeniu gnostyk to ktoś, kto przyjmuje pewną określoną syntezę teologiczną. Jej naczelną zasadą jest radykalne rozróżnienie sfery boskiej ze sferą materialnej, znajdującą się we władaniu złego Demiurga. Boga sfery duchowej identyfikowano najczęściej z Ojcem Jezusa Chrystusa, a Demiurga z Bogiem-Stworzyciel, znanym z Biblii hebrajskiej jako Jahwe. W świetle pism NT pogląd taki nie tylko nie jest możliwy do utrzymania, ale wręcz jest najcięższym bluźnierstwem. Zbawienie według gnostyków dokonuje się na drodze poznania (najczęściej samopoznania) prawdziwej natury gnostyka i jej boskiego pochodzenia (iskra boża). Gnostyk miał sobie uświadomić, że to on jest chrystusem (boskim) i ta świadomość dawała mu władzę nad wszystkimi innymi bytami, czyniąc go wolnym. Śmierć Chrystusa nie jest aktem odkupienia ludzkości, ale przejściem gnostyka na powrót do sfery boskiej. Zmartwychwstanie fizyczne jest oczywiście w tej koncepcji nie do przyjęcia, ponieważ prowadziłoby do kolejnego uwięzienia duszy w materii.
Gnoza swój triumfalny pochód w chrześcijaństwie rozpoczęła na przełomie I/II wieku od libertyńskiej sekty nikolaitów (Obj 2:6.15; por. 2 P2:1-22) oraz doketów (1 J4:1-3). W II i III wieku powstało i rozwinęło się wiele szkół gnostyckich. Ortodoksja powstrzymała zalew gnostycyzmu poprzez określenie podstawowych norm wiary, które nazwano regula fidei. Należał do nich z jednej strony tworzący się kanon NT, z drugiej zaś symbol, czyli chrzcielne wyznanie wiary. Przywódcy Kościoła, negując wartość „nowych objawień” wskazywali dodatkowo na nowinkarski charakter gnozy i przeciwstawili mu wykaz pasterzy, stojących na czele poszczególnych gmin.
Korzystając z faktu, że ostatnio została w szerokim nakładzie wydana Ewangelia Judasza, spróbujmy przeanalizować jej treść. Przekonamy się dzięki temu czym różni się ewangelia kanoniczna od apokryficznej. Może przy okazji odpowiemy sobie na pytanie czy Judasz rzeczywiście „nie był zdrajcą, tylko bohaterem i został wybrany przez Chrystusa, aby mogło dokonać się zbawienie”. Apokryf ten został napisany prawdopodobnie w połowie II wieku w środowisku kainitów, w czasie największego natężenia wpływów gnostyckich. Wykazuje wszystkie klasyczne cechy tego nurtu. Apostołowie (poza Judaszem) nie otrzymali od Jezusa gnozy i dlatego służyli nadal demiurgowi, a nie prawdziwemu Bogu-Duchowi (scena 1). Ich modlitwa dziękczynna nad chlebem wzbudza w Jezusie śmiech, ponieważ jest oznaką ich pozostawania w świecie materii. Nie tylko nie mają iskry bożej, ale prowadzą lud na złą drogę, czym zasługują na ostateczne potępienie (scena 2). Żaden z apostołów nie miał odwagi przyjąć prawdy, jedynie Judasz był gotowy stanąć przed Chrystusem, aby doświadczyć wtajemniczenia. Jemu więc Jezus wyłożył gnozę (scena 3), objawiając m.in. etapy powstania świata. Mamy tu do czynienia ze wszystkimi charakterystycznymi cechami gnostyckiej kosmologii: niewidzialny Duch powołał swojego syna (swoje dziecko) – Samoistnego, który w następnej kolejności powołał byty oświecone, aby panowały nad Eonami światła. Na dalszym etapie kreacji powstało całe mnóstwo aniołów, królestw, niebios i firmamentów. Jeden z aniołów, El (jest to hebrajskie imię Boga), powołał do istnienia inne byty, w tym Jaldabaoda-Nebroda (Zbuntowanego), o twarzy gorejącej ogniem, skalanego krwią i Saklasa-Aszaklona (Głupca). W systemach gnostyckich niejednokrotnie utożsamiano Jaldabaoda z Bogiem Jahwe. Ci dwaj pomocnicy El’a, stworzyli świat materialny, pełen nieszczęść i chaosu, stąd też ich imiona. W tym świecie został uwięziony człowiek, pierwotnie duchowy, doskonały przewyższający aniołów i inne byty duchowe (Adamas). Chrystus przyszedł, aby to objawić, a Judaszowi dał polecenie: ty poświęcisz ciało, które mnie ukrywa. Śmierć Jezusa jawi się więc jako wyzwolenie z więzów materii. Dlatego ewangelia nie kończy się śmiercią i zmartwychwstaniem Chrystusa, ale czymś w rodzaju „przemienienia Judasza”, wejściem w świetlisty obłok, czyli wniebowstąpieniem gnostyka, które związane było bez wątpienia z jego śmiercią.
Musimy przyznać, że choć ogólna koncepcja jest tu kalką gnostyckiej wizji świata, to pewne wątki prezentują się dość oryginalne. Oczywiście najbardziej specyficzna jest w niej koncepcja Judasza jako gnostyka, który poświęca Jezusa (i przez to siebie), godząc się na przyjęcie całej nienawiści, jaka spotka go za ten czyn wśród pozostałych uczniów Chrystusa. Ale jest to cena, jaką Judasz gotowy jest zapłacić za wyzwolenie z więzów cielesności.
Przed odnalezieniem Ewangelii Judasza mieliśmy jedynie jej drobne fragmenty, m.in. u Ireneusza i Epifaniusza (którzy wypowiadali się o niej oczywiście bardzo niepochlebnie). Nie jest więc prawdą, że dopiero teraz dowiadujemy się o jej istnieniu. Możemy również przypuszczać, że ten pseudoepigraf nie wywoła żadnej rewolucji, nie przewartościuje myślenia na temat Judasza i jego czynu, gdyż nie mówi o faktach, a jedynie przedstawia jedną z niezliczonych gnostyckich wersji mitu o odwiecznej tęsknocie człowieka za wolnością i wyzwoleniem od (obmierzłej, dla niektórych) cielesności. Będzie on bez wątpienia interesującym materiałem badawczym dla szerokiego grona specjalistów, teologów, biblistów, historyków i religioznawców, próbujących odtworzyć skomplikowany świat religii końca antyku.
Trochę inaczej jest z książkami, które korzystają z zainteresowania człowieka współczesnego wątkami gnostyckimi (pseudognostyckimi), jak to widzimy w przypadku Dana Browna i twórców koncepcji o Marii Magdalenie jako Świętym Graalu. Trzeba uważać na tę literaturę, bo zgodnie ze sprawdzoną zasadą propagandy III Rzeszy: „kłamstwo powtórzone po tysiąckroć, staje się prawdą”. Zasiane ziarno niewiary będzie wydawało swój plon. Możemy spodziewać się następnych publikacji tego typu, bo fascynacja gnozą, szczególnie w wydaniu pop, będzie raczej wzrastać niż maleć. Skądinąd zastanawiające jest ta gotowość na przyjęcie każdego rodzaju absurdu, a odrzucenie prostej i jasnej prawdy. Człowiek woli bajki, mity i fikcje niż prawdę i fakty. Pozostaje powtórzyć za Pawłem: Albowiem przyjdzie czas, że zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego co ucho łechce, i odwrócą ucho od prawdy, a zwrócą się ku baśniom (2Tym 4:4). Choć popularność pewnych apokryfów osłabnie, a bestsellery odejdą w niepamięć, to tendencje do spiskowych teorii na temat chrześcijaństwa, bez wątpienia pozostaną. Wszak ziarno w milionowych nakładach posiano…
Wojciech Gajewski
Schemat 1.
opr. WG
Informacje dodatkowe:
Przykładem rzetelnej analizy źródeł jest Łukasz, który swoją ewangelię zaczyna od słów: Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, tak jak nam je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami słowa. Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu, abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono (1:1-4).
- Nazwa kanon pochodzi od greckiego terminu miara, wzorzec, model; por.: Apokryfy Nowego Testamentu. T. 1. Ewangelie Apokryficzne, pod red. M. Starowieyskiego, Lublin 1986, s. 27-32
- Klasycznie uznaje się, że ewangelie Mateusza, Marka i Łukasza powstały między 60-80 r., a Jana ok.100; inaczej twierdzi W. F. Albright, datując wszystkie na okres przed 80 r., por. Recent Discoveries in Bible Lands, New York, 1955, s. 136; J. A. T. Robinson uważa nawet, że cały NT powstał przed zburzeniem Świątyni w r. 70, por. Redating the New Testament, Philadelphia, 1976. Tezy te są jednak dość ostrożnie przyjmowane w świecie nauki
- Por. W. J. Harrington, Klucz do Biblii, Warszawa 1984, s.53
- Spis pism obowiązujący w Rzymie około 170 roku, zawiera fragment zwany Kanonem Muratoriego (nazwany tak od swego odkrywcy Ludwika Muratoriego, zm. w 1750 r.). Spis ten mieścił się prawdopodobnie na początku jakiegoś tłumaczenia Nowego Testamentu na język łaciński
- Por.: W. Myszor, Wstęp i opracowanie [w:] Tertulian, Przeciw Marcjonowi, Warszawa 1994, s.22.23
- Co do wspomnianych pism można wyróżnić trzy okresy, kiedy to często pod wpływem jakichś herezji poddawano w wątpliwość przyjęte dzieła. Taka sytuacja miała miejsce np. gdy pojawiła się kontrowersyjna nauka Montana. Jego zwolennicy chętnie posługiwali się Ewangelią wg Jana i Apokalipsą, na poparcie swoich poglądów i oczekiwań, co spowodowało, że niektórzy byli gotowi usunąć tę Ewangelię i Apokalipsę z kanonu, aby tylko odebrać montanistom argumenty. Okres kontrowersji wokół wspomnianych Listów i Apokalipsy trwał zasadniczo do końca IV wieku. W związku z tym niektórzy nazywają te pisma deuterokanonicznymi NT