Jan Wesley i wielkie przebudzenie

“Wieczorem tego dnia udałem się wbrew własnym chęciom, na małe zebranie przy ulicy Aldersgate, gdzie odczytywano przedmowę Lutra do Listu do Rzymian. Było to około godziny dziewiątej. Słuchając opisu zmiany, jaką Bóg może wywołać w człowieku, który głęboko wierzy w Jezusa Chrystusa, uczułem dziwne rozgrzanie serca. Uczułem, że zbawienie moje całkowicie powierzam Chrystusowi, że odpuścił mi nieprawości moje i że nie podlegam więcej grzechowi i śmierci wiecznej. Zacząłem się modlić z całych sił za mych nieprzyjaciół i prześladowców, a później złożyłem otwarcie wobec wszystkich obecnych świadectwo tego, co czułem. Miałem wątpliwości co do mej wiary, bo nie odczuwałem szczęścia. Zrozumiałem jednak wkrótce, że z wiarą w Zbawiciela ściśle związane jest poczucie zwycięstwa nad grzechem i głębokiego spokoju – nie zawsze jednak doznajemy radosnego uniesienia; od Boga zależy udzielenie nam tej radości”1

Jan Wesley i wielkie przebudzenie

W tym roku przypada trzechsetna rocznica urodzin Jana Wesleya, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli Kościoła ery nowożytnej. Nie trzeba zagłębiać się w meandry historii, aby dostrzec związki między XVIII- wiecznym ruchem przebudzeniowym, związanym z Wesleyem, a przebudzeniem zielonoświątkowym z przełomu XIX i XX w. Czytając biografię wybitnego kaznodziei z Epworth, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jego duchowość znalazła specyficzną kontynuację w ruchu zielonoświątkowym. Co więcej, uzasadnione wydaje się stwierdzenie, że wesleyanizm jest głównym doktrynalnym i pobożnościowym źródłem pentekostalizmu. Tak charakterystyczny dla tego nurtu zapał ewangelizacyjny, dopuszczenie kobiet do aktywnej działalności w służbie nauczającej i tzw. drugie błogosławieństwo (second blessing) to tylko niektóre przykłady swoistej sukcesji misji Jana Wesleya, realizowanej w Kościołach zielonoświątkowych.

Dom rodzinny

Jan Wesley urodził się 17 czerwca 1703 r. w Epworth, w Anglii. Spośród licznego potomstwa Samuela i Zuzanny2, to właśnie on i jego młodszy brat Karol odegrali szczególną rolę w dziejach Anglii i Kościoła, choć znany jest także ich starszy brat Samuel, nauczyciel i poeta. Rodzinna tradycja głęboko osadzona była w realiach Kościoła państwowego i uczelni oksfordzkiej. Pradziad, dziadek i ojciec byli duchownymi i uczonymi.

W kształtowaniu postaw i wartości ważną rolę odgrywały w tej rodzinie kobiety. W przypadku Jana była to matka. Jeśli wierzyć sztychom z połowy XVIII w., była kobietą piękną i pełną uroku. Zuzanna Wesley wyróżniała się głęboką erudycją, znała języki obce, filozofię i teologię. Oznaczała się też wyjątkową pobożnością i systematycznością. Miała największy wpływ na wychowanie dzieci. Nazajutrz po swych piątych urodzinach, dziecko rozpoczynało naukę czytania i pisania, aby po kilku miesiącach swobodnie czytać swój pierwszy elementarz – Biblię. Córki intelektem nie ustępowały braciom. Mehetabel, siostra Jana, w wieku ośmiu lat czytała Nowy Testament w oryginale…

Czas poświęcany dzieciom zaowocował niepospolitymi zdolnościami intelektualnymi, wywarł także niezatarte znamię na ich rozwoju duchowym. W domu Wesleyów matka często pełniła funkcję “kapłana domowego”. Może nadmiar obowiązków, wyjazdy, a nawet kilkakrotny pobyt ojca w więzieniu3 były  tego  powodem. Możliwe też, że działało prawo obserwowane od wieków: często duchowni nie są najlepszymi duszpasterzami dla swoich bliskich. Pod nieobecność męża Zuzanna prowadziła domowe nabożeństwa, na które poza rodziną i służbą przychodzili także sąsiedzi. Bulwersowało to niektórych, ale najwyraźniej Jan nie widział w tym nic zdrożnego. W jego dalszych działaniach zobaczymy powielanie wzorów zaczerpniętych z domu, a kobiety w metodyzmie będą wyjątkowo aktywne duszpastersko.

Studia i praca

W 1720 r. Wesley zgodnie z rodzinną tradycją kontynuował naukę w Oksfordzie, w Christ Church College. Po zdobyciu stopnia naukowego z teologii przyjął święcenia diakonatu w Lincoln College i prowadził ćwiczenia z języka greckiego i logiki. Na dwa lata wrócił do domu, aby objąć wikariat w Epworth, i ponownie wyjechał do Oksfordu, gdzie studiował również jego brat Karol. Poza zajęciami zajął się prowadzeniem spotkań z grupą studentów i założył z bratem stowarzyszenie, nie bez ironii nazywane przez otoczenie “świętym klubem” (the holy club). Celem koła było umacnianie wiary i osobistej pobożności. Oprócz obu braci, w spotkaniach aktywnie uczestniczył ubogi student, a później ksiądz anglikański – Jerzy Whitefield. Przyjaźń, która wówczas zadzierzgnęła się pomiędzy Janem a Jerzym, okazała się trwała, mimo poważnych rozbieżności, do jakich doszło później. Główne inspiracje Wesleya w tym okresie były dwojakie: dzieła mistyków europejskich z jednej strony, z drugiej zaś skrupulatne, wręcz formalistyczne przestrzeganie przepisów Kościoła Anglikańskiego. Tej postawie oraz praktykowaniu samodyscypliny, członkowie koła zawdzięczali miano “metodyści”, które po latach powróci już jako nazwa kierowanego przez nich ruchu.

Duchowy przełom

Analizując sytuację chrześcijaństwa w pierwszej połowie XVIII w., warto zwrócić uwagę na podobny zakres niedomagań w życiu religijnym zarówno ewangelików, jak i anglikanów. Po wydarzeniach Reformacji, po okresie gwałtownego rozpalenia umysłów i serc ideami odnowy Kościoła i powrotu do ewangelicznej prostoty wiary i zasad moralnych, już pod koniec XVI w. nastąpił poważny zastój, zwany wręcz ortodoksją protestancką. Rozwój teologii nie szedł jednak w parze z rozwojem pobożności. Katolicyzm radził sobie z tym głównie poprzez  ożywienie  życia  zakonnego.  Tymczasem  protestanci  kładli nacisk  na  pobożność  w  ramach  życia rodzinnego. Ojciec rodziny miał w zamyśle reformatorów pełnić obowiązki duchowego opiekuna-kapłana domu. Jednak z osobistą pobożnością głowy rodu bywało różnie. Nic dziwnego, że w odpowiedzi na głód Ewangelii zaczęły  powstawać  społeczności  pielęgnujące  pobożność  (łac.  pietas,  stąd  pietyści).  Początki  tego  ruchu odnajdujemy w krajowych Kościołach ewangelickich. Oschłej ortodoksji protestanckiej pietyści przeciwstawiali naukę o konieczności osobistego nawrócenia i odrodzenia duchowego. Tak pojętą pobożność pielęgnowano we wspólnotach, gdzie czytano i rozważano Biblię oraz dbano o praktyczny wymiar życia chrześcijańskiego. W taki sposób sedno chrześcijaństwa pojmowali m.in. bracia morawscy. Ruch ten przekształcony został przez hrabiego Mikołaja L. Zinzendorfa w Kościół Morawski, z siedzibą w jego posiadłości Herrnhut na Łużycach (herrnhuci). 14 października 1735 r. Jan i Karol Wesleyowie, wraz z dwoma innymi członkami “świętego klubu”, wyruszyli na wyprawę misyjną do nowej angielskiej kolonii w Ameryce Północnej – Georgii. Owocem tej wyprawy nie byli jednak nawróceni na chrześcijaństwo Indianie, lecz przełom w życiu Wesleyów. W czasie podróży poznali bowiem  właśnie  braci  morawskich.  Ich  pobożność  ujęła  “metodystów”.  Do  końca  podróży  Jan  próbował odpowiedzieć sobie na pytanie, czym jego wiara różni się od wiary braci morawskich. Tę różnicę zauważył, gdy na oceanie rozszalała się straszliwa burza. Ich spokój, ufność i zaskakująca pewność zbawienia były cechami, których brak mu doskwierał.

Pobyt Wesleya w kolonii okazał się wielką porażką. Z jednej strony był dobrym kaznodzieją, duszpasterzem zaangażowanym w praktyczną pomoc potrzebującym, z drugiej – nietolerancyjnym rygorystą. Zrażał do siebie coraz więcej ludzi, a przy tym nie odniósł spodziewanych sukcesów na polu misji wśród Indian. Zniechęcony niepowodzeniami, powrócił do Anglii w 1737 r. W Londynie związał się z braćmi morawskimi i wówczas doszedł do przekonania, że wiara jest jedynym źródłem pokoju z Bogiem. Ale dopiero wydarzenia z 24 maja 1738 r. doprowadziły do osobistego doświadczenia Łaski Bożej. Ten, który innych pragnął doprowadzić do Chrystusa, sam wreszcie uzyskał pewność zbawienia. Zmieniło się wówczas całe jego życie. To, za czym tęsknił od dawna: radość i wolność wynikająca z braku lęku przed śmiercią, teraz rozpaliły go do podjęcia nowych wyzwań. Nieco wcześniej podobnego przeżycia nawrócenia doświadczyli również Karol i J. Whitefield. Te trzy nawrócenia dały asumpt do wielkiego przebudzenia metodystycznego w XVIII w.

W nowej rzeczywistości

Pierwsza rzecz, jak spotkała Wesleya po powrocie z krótkiego pobytu w Herrnhut4, to odrzucenie nauki o konieczności nawrócenia przez anglikańskie duchowieństwo. Zamykano przed nim jeden kościół po drugim. Whitefield, któremu nieco wcześniej zabroniono nauczania z ambony, zaczął w lutym 1739 r. wygłaszać kazania pod gołym niebem. Już drugie kazanie zgromadziło 2 tys. osób, kolejne – 4 tys., a następne – 10 tys. Słuchaczy wciąż przybywało. Whitefield, któremu w Ameryce poszło znacznie lepiej niż Wesleyowi, postanowił ponownie wyruszyć do kolonii i zachęcał przyjaciela do kaznodziejstwa na otwartej przestrzeni. Ten jednak, wychowany w głębokim poszanowaniu dla murów kościelnych, nie bardzo umiał to sobie wyobrazić. Deprymowały go też tłumy. 2 kwietnia 1739 r. wygłosił “inauguracyjne” kazanie na błoniach w pobliżu Bristolu, do 3 tys. słuchaczy. Przyjęcie poselstwa Ewangelii o nawróceniu i życiu w świętości sprawiło, że wkrótce zapomniał o swych obawach. Już w maju został zmuszony do budowy pomieszczeń służących misji. Biografowie oceniają, że w ciągu ponad pięćdziesięcioletniej działalności wygłosił dziesiątki tysięcy kazań i przebył około 100 tys. mil angielskich5.

Od samego początku Wesley musiał jednak stawić czoło najróżniejszym prześladowaniom. Duchowni anglikańscy organizowali tumulty  i kampanie antymetodystyczne, wywierając presję na władze miejskie i biskupów, by ci zabraniali publicznych ewangelizacji. Na takie żądanie ze strony biskupa Bristolu, Wesley odrzekł: “Ekscelencjo, zadaniem mojego życia jest czynić dobrze. Uważam (…), że powinienem pozostać tam, gdzie mogę być pożyteczny i zrobić wiele dobrego, więc pozostanę”6. Prześladowania przybierały momentami charakter wyjątkowo dramatyczny. Wielokrotnie grożono mu śmiercią, zniszczono jego dom w Bristolu. W Walsall tłum wlókł go przez miasto, a następnie porwał na nim ubranie i pobił. Takie same prześladowania spotykały innych kaznodziejów ruchu metodystycznego.

Naczelne zawołanie służby Wesleya brzmiało: “Cały świat jest moją parafią”. Metodyzm jako ruch szybko przekroczył granice Anglii. W latach czterdziestych Wesley wyruszył do Irlandii. Po 1750 r. nastąpiło tam znaczne ożywienie ewangelizacyjne. Od 1760 r. stowarzyszenia metodystyczne powstają też w Ameryce. W tym czasie rozpoczęło się duchowe przebudzenie w samej Anglii. W jednej chwili ludzie doświadczali nagłego uświadomienia sobie własnej grzeszności. Prowadziło to do równie gwałtownych nawróceń, zerwania z grzechem. Poświadczeniem nowej rzeczywistości stawała się radość, pokój i pewność zbawienia.

Wesley jako organizator i teolog

Gwałtowność przebudzenia i jednoczesna konieczność zajęcia się nowo nawróconymi, których nie można było powierzyć nieprzychylnym duchownym Kościoła Anglikańskiego, doprowadziły do powstania zrębów organizacyjnych metodyzmu. Systematyczność Wesleya po raz kolejny dała znać o sobie. Aby wypełnić lukę dzielącą wielkie rzesze nawróconych od pieczy nad poszczególnymi osobami, utworzono tzw. klasy, składające się z 10-15 osób, najczęściej jednej płci. Były to “najmniejsze komórki społeczności metodystów, które częstokroć zawiązywały się spontanicznie”7. Wbrew naturalnym skojarzeniom, nie było mowy o wyższości jednej klasy nad drugą. Przywódcami grup mogli być zarówno mężczyźni, jak i kobiety (class leader). Wzór matki Wesleya rozpraszał obawy, czy kobieta może pełnić takie funkcje. Zadaniem klasy, a w szczególności jej opiekuna, było czuwanie nad życiem duchowym członków. Większe jednostki, złożone z szeregu grup-klas, nazywały się stowarzyszeniami (societies). Obserwujemy tu pewne zróżnicowanie. Ogólne stowarzyszenia (united societies) dostępne były dla wszystkich sympatyzujących z ruchem. Natomiast ściślejsze zrzeszenia (band societies) przewidziane zostały dla “pełnoprawnych” członków. Odznaczały się one m.in. dużą surowością stylu życia. Na obu poziomach obowiązywały karty przynależności (tickets), które należało co kwartał odnawiać. Dawało to możność usuwania lub degradowania osób żyjących niezgodnie z zasadami.

Inne nowatorskie posunięcie to instytucja kaznodziejów świeckich. Od 1742 r. byli oni głównym motorem aktywności ewangelizacyjnej wczesnego metodyzmu. Za posługę kaznodziejską nie otrzymywali zapłaty, utrzymywali się z pracy zarobkowej.

Przywiązany do Kościoła Anglikańskiego, którego ordynowanym duchownym był do końca życia, Wesley nie zamierzał zakładać nowego Kościoła. Żywiołowo rozwijający się ruch potrzebował jednak pewnej spójności. Od 1744 r. Wesley zaczął zwoływać konferencje, których celem było nadanie ruchowi przebudzeniowemu cech bardziej stabilnych. Stały się one później najwyższą władzą i decydowały o wszystkich istotnych sprawach metodyzmu.

Wesley miał głęboki szacunek dla teologii. Jego walka z ortodoksją protestancką polegała raczej na tym, że samo “suche” trzymanie się dogmatów uznawał za niewystarczające do zbawienia jedynie. Dogmat nabiera znaczenia dopiero z chwilą, gdy człowiek autentycznie się nawraca i zaczyna żyć w duchu Ewangelii i doskonałości moralnej. Wesley podkreślał swoją wierność starokościelnym symbolom wiary8. Za wiążące uznał także Artykuły Wiary Kościoła Anglikańskiego. Z 39 artykułów wybrał jako obowiązujące 24 o znaczeniu doktrynalnym.

Oprócz tego zaczerpnął istotne wątki z trzech głównych tradycji nieanglikańskich. Od katolicyzmu przejął wspomniane zamiłowanie do mistycyzmu i episkopalny ustrój Kościoła. Za purytanami9 głosił konieczność traktowania wiary jako wydarzenia o charakterze osobistego doświadczenia. W chrześcijańskim zaufaniu nie chodzi jedynie o intelektualną zgodę na dogmaty, lecz o osobistą więź między Bogiem a człowiekiem. To zaufanie prowadzi człowieka do odrzucenia własnych uczynków, rozumianych jako zasługi przed Bogiem, na rzecz całkowitego zdania się na łaskę Bożą. Sprawiedliwość człowieka wypływa z dzieła krzyża Jezusa Chrystusa i niezasłużonej życzliwości okazanej przez Boga. Od człowieka oczekuje się przyjęcia łaski przez nawrócenie i żal za grzechy. Wesley podkreślał przy tym konieczność otrzymania pewności zbawienia. Musi być ona konsekwencją osobistego spotkania z Chrystusem. Pewność zbawienia jest więc pełnią nadziei, wynikającą ze Słowa Bożego.

Kolejnym elementem teologii Wesleya, przejętym od purytan, jest idea przymierza. Zachowując przymierze zawarte przez Jezusa Chrystusa i przyjmując Go jako swojego Pana i Zbawiciela, człowiek otrzymuje dar sprawiedliwości – odpuszczenie grzechów. Żyć w przymierzu to znaczy żyć w posłuszeństwie, wierze i w miłości. Chrześcijanin jest w ten sposób powołany do świętości, rozumianej jako stały wzrost w doskonałości duchowej i moralnej. Ten postulat uświęcania stanie się bardzo istotnym elementem teologii wesleyańskiej.

Od arminianizmu10 Wesley przyjął przekonanie o uniwersalnym charakterze zbawienia, odrzucając kalwińską wykładnię doktryny o predestynacji. W 1740 r. zarysował się na tym tle rozłam w rodzącym się ruchu metodystycznym. Uznający arminiańskie stanowisko uczniowie Wesleya i przyjmujący kalwinizm zwolennicy Whitefielda poszli dalej własnymi drogami.

Niestrudzona aktywność we wszystkich aspektach życia kościelnego uczyniła z Wesleya prawdziwego tytana pracy. Aktywny był praktycznie do samej śmierci. Pod koniec lutego 1791 r. wygłosił swoje ostatnie kazanie. Umarł kilka dni później – 2 marca 1791 r., przeżywszy 87 lat.

Prekursor pentekostalizmu

Ruch zielonoświątkowy zawdzięcza wiele samemu Wesleyowi oraz przebudzeniu metodystycznemu i powstałemu na tej bazie ruchowi uświęceniowemu (The Holiness Movement), który narodził się w USA po wojnie secesyjnej. Najważniejszymi postaciami tego ruchu byli Karol G. Finney i Dwight L. Moody. Metodystyczni zwolennicy uświęcenia przestrzegali wszystkich nakazów swojego założyciela, mówiących o potrzebie życia w świętości. Sam Wesley odróżniał bowiem dwa momenty w życiu chrześcijanina: poprzedzone żalem za grzechy nawrócenie (wyrażające się często w płaczu, drżeniu ciała i okrzykach) oraz tzw. drugie błogosławieństwo, będące niejako dopełnieniem procesu uświęcenia ludzkiego życia. Wśród niektórych zwolenników “The Holiness Movement” pojawiło się jednak przekonanie, że owej świętości nie potrafią osiągnąć na “własną rękę” i muszą otrzymać od Boga niezbędną pomoc. Przebudzenie “uświęceniowe” było już bezpośrednim poprzednikiem ruchu pentekostalnego.

Istnieje wiele podobieństw pomiędzy tymi przebudzeniami i to na różnych poziomach: od teologii i pobożności po sprawy organizacyjne. Bliższa analiza postaci tworzących światowy ruch zielonoświątkowy pozwala jeszcze lepiej dostrzec te zależności. Czołowi przedstawiciele przebudzenia charyzmatycznego byli mniej lub bardziej związani z dziedzictwem J. Wesleya. Pastorem w Kościele Metodystycznym był Charles Parham. Dalsza droga poprowadziła go przez Ruch Świętości aż do słynnej szkoły w Topeca. Gdy w pamiętny wieczór sylwestrowy w 1900 r. Bóg ochrzcił w Duchu Świętym pierwszą osobę, była nią wychowanka Episkopalnego Kościoła Metodystycznego, Agnes N. Ozman.

William J. Seymour, najbardziej znana postać wczesnego ruchu zielonoświątkowego, wychował się w jednym z baptystycznych zborów Luizjany. Potem przyłączył się jednak do Kościoła Metodystycznego i został pastorem jednego ze zborów Ruchu Świętości. Jeśli uznamy rok 1906 i wydarzenia przy Azusa Street 312 w Los Angeles za początek pentekostalizmu, to warto zauważyć, że pierwsze nabożeństwa zielonoświątkowe odbywały się w byłej kaplicy metodystycznej11. Przypadek czy zrządzenie Opatrzności?

Europejskim pionierem i apostołem ruchu pentekostalnego był Tomasz B. Barratt. Wychowany w rodzinie o bardzo silnych tradycjach wesleyańskich, nawrócenie przeżył jako dwunastolatek. W wieku dwudziestu lat został świeckim kaznodzieją w Kościele Metodystycznym w Norwegii. Ordynowany na diakona, został pastorem III zboru w Oslo, a później prezbiterem oraz superintendentem okręgu Oslo. W 1906 r., w USA został ochrzczony w Duchu Świętym. Po powrocie do Norwegii zaczął publicznie nauczać o tym przeżyciu. Oslo na pewien czas stało się europejską centralą ruchu zielonoświątkowego. Lewi Pethrus ze Szwecji i Jonathan Paul z Niemiec po spotkaniu z Barrattem zostali przekonani do nauki o chrzcie w Duchu Świętym, stając się zarazem przywódcami ruchu pentekostalnego w swoich krajach.

Inną wybitną postacią ruchu zielonoświątkowego był znany ewangelista Smith Wigglesworth. Jego rodzina uczęszczała do Kościoła Anglikańskiego, ale babcia często zabierała go na nabożeństwa do metodystów i tam, w wieku ośmiu lat, przeżył nawrócenie. W tym Kościele stawiał pierwsze kroki w służbie kaznodziejskiej.

Jak widać, zielonoświątkowcy są “genetycznie” związani z Wesleyem i jego dziedzictwem. Wesley nie chciał tworzyć nowego Kościoła; swoją rolę pojmował raczej jako narzędzie Boże, mające ożywić cały Kościół Jezusa Chrystusa. Ta myśl wydaje się bliska również rodzącemu się zarówno w USA, jak i Europie przebudzeniu zielonoświątkowemu. Mimo to losy zarówno jednego, jak i drugiego przebudzenia potoczyły się w kierunku zorganizowania nowych wspólnot kościelnych. Nie możemy jednak zapominać, że przebudzenia nie należą do którejkolwiek konfesji, lecz są dziełem Boga i ich celem jest budowanie Kościoła – takiego, jakim chce go widzieć sam Pan.

Wojciech Gajewski

  1. Jan Wesley zapisał wydarzenie swojego nawrócenia w “Dzienniku” pod datą 24 maja 1738 r.; cyt. za: W. H. Guiton, Jan Wesley. Jego życie i dzieło, Gliwice-Warszawa 1987, s. 16.17.
  2. Jan miał osiemnaścioro rodzeństwa, ośmioro umarło we wczesnym dzieciństwie.
  3. Raz parafianie wsadzili swojego proboszcza do więzienia za… długi.
  4. Podróż odbyła się na przełomie sierpnia i września 1738 r.
  5. Por. W. Benedyktowicz, Bracia z Epworth, Warszawa 1971, s. 205.
  6. Cyt. za: W. H. Guiton, dz. cyt., s. 21.
  7. W. Benedyktowicz, dz. cyt., s. 111.
  8. Do starokościelnych symboli wiary należą: Credo ApostolskieNicejsko-Konstantynopolitańskie oraz Atanazjańskie Wyznanie Wiary. Za ortodoksyjne uznaje się także orzeczenia soborów w Efezie i Chalcedonie.
  9. Purytanie (łac. purus – czysty) wywodzą się z radykalnego odłamu reformy Kościoła w XVI-wiecznej Anglii.
  10. Twórcą tego nurtu był Jakub Arminiusz (1563-1641), teolog holenderski.
  11. Ku jedności w Duchu, Sylwetki ruchu zielonoświątkowego, “Chrześcijanin” 3-4/1993, s. 10